piątek, 23 sierpnia 2019

Nasze wielkie chorwackie rozczarowanie

Mamy z Tatą taka zasadę, na przykład przy wystawianiu opinii w internecie, że albo piszemy o czymś pozytywnie albo wcale. Staram się tę zasadę stosować również tu, na blogu. W tym poście jednak zrobię wyjątek. Przede wszystkim dla siebie, w ramach autoterapii. Oraz dla Was, ku przestrodze.
Tym razem los zadrwił z nas okrutnie. Wiem, że za głupotę i naiwność się płaci, ale moim zdaniem cena za nasze marzenia i wyobrażenia była zbyt wielka (biorąc pod uwagę okoliczności, określenie zbyt słona też doskonale pasuje), zwłaszcza dla Elio, którego chyba najmocniej dotknęły konsekwencje naszego błędu i nieświadomości w jakiej żyliśmy.
Nic nie zapowiadało dramatycznych wydarzeń, kiedy rozbijaliśmy nasza namiotową przyczepę pośród drzewek oliwnych, tui chińskiej, klonu francuskiego, figowców pospolitych i licznych sosen piniowych, chociaż jakieś złe przeczucie ogarnęło mnie już drugiego dnia, gdy spacerując po kempingu zauważyłam w jednej z przyczep dziecko, które bez wątpienia źle się czuło. Z dnia na dzień dzieci (i dorosłych) o złym samopoczuciu oraz niepokojących odgłosów z toalet przybywało. A od strony morza któregoś wieczoru pojawił się i już co wieczór nam towarzyszył podejrzany zapach. Z czasem nieznośny fetor całkowicie zastąpił zapach soli i sosen, a nasz niepokój rósł.. Trudno jednak było nam uwierzyć. Ale jak to, przecież to niemożliwe żeby... Kiedy źle poczuł się Mateo, jeszcze łudziliśmy się, że to nadmiar słonej wody, wrażeń i "śmieciowego jedzenia", którym jak na nastolatka przystało, raczył się z okazji wakacji. Wkrótce podejrzenia i plotki stały się faktem. Rozchorował się Elio. To było okropne kilka dni i wizyta w Opća Bolnica (tak, szpital) w Zadarze na 6-godzinnej kroplówce, mimo wszystko była z tego wszystkiego najmniej przykra.
Miał być odpoczynek po skandynawskiej włóczędze, obiecane dzieciom “prawdziwe wakacje”, bez wycieczek i zwiedzania. Tylko błogie lenistwo i moczenie się w morzu. I to właśnie z morza złapaliśmy zdradzieckiego wirusa, który zepsuł nam (i jak z przygnębieniem zauważyliśmy połowie kempingu) urlop. Przyjechaliśmy tu po raz szósty i nie mieliśmy bladego pojęcia, że w Chorwacji (oczywiście nieoficjalnie) szambo wypuszcza się wprost do morza. Zresztą, nawet kiedy takie informacje pojawiły się w rozmowach z kempingowymi sąsiadami, nie dopuszczaliśmy ich do świadomości. No bo jak?? Jak to możliwe, woda jest krystaliczna a Chorwacja przecież żyje z tego orzeźwiającego turkusu! A jednak, wystarczyło więcej osób niż zwykle i odrobinę wyższa temperatura powietrza, by mówiąc potocznie “sprawa się rypła”, a nasz sen o jednym z “naszych miejsc na Ziemi” z pięknym widokiem, do którego mieliśmy wracać by odetchnąć, naładować przysłowiowe baterie i przefiltrować się z krakowskiego smogu, rozprysnął się niczym mydlana bańka i nawet bora nie rozwiała co wieczornego smrodu unoszącego się od morza wprost do naszego namiotu, w pierwszej lini (za miejsce w której też słono się płaci kunami).

Właśnie to zasmuciło nas najbardziej: zabraliśmy dzieciaki nad, jak nam się wydawało, czyściutkie morze, by sól, słońce, sosny i przebywanie non stop na świeżym powietrzu zrobiły im dobrze na ciele i duszy a zamiast tego kąpaliśmy się w ściekach, od których paskudnie się rozchorowaliśmy (mnie nieco poratowała Travarnica - ziołowa rakija, Tatę dopadło już po powrocie do domu). No i prawdziwa wisienka na torcie: postawa obsługi. Nie chce wdawać się w szczegóły, ale zachowanie personelu w dniu naszego wyjazdu ostatecznie zadecydowało o tym, że przenigdy nie wrócimy na kemping, o którym fantazjowaliśmy, jak to pięknie za trzydzieści lat będzie tu nadal przyjeżdżać, może już z kilkoma namiotami, wraz z rodzinami jakie z czasem Chłopcy ewentualnie założą. Właściciel kempingu, jeśli go dobrze zrozumiałam powiedział, że jadąc do Chorwacji powinnam była poczytać o kraju do którego się wybieram i doinformować jak to tu jest. Może i ma racje. Zatem moi drodzy, czujcie się w tej kwestii uświadomieni!...













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wielkanoc w Małopolsce

W naszej podróżniczej ekipie coraz trudniej o wspólne zdanie na temat tego jak i gdzie chcemy podróżować, co zwiedzać i jakim aktywnościom o...