wtorek, 20 listopada 2018

Idziemy do ZOO... w Ostrawie

Jak wiadomo Czechy słyną z uroczych, nieco bajkowych miasteczek, na tle których położona w Północnych Morawach Ostrawa nie wypada, nazwijmy to eufemistycznie zbyt korzystnie. Podobnie jak Katowice kojarzy się wyłącznie z wydobyciem węgla i (choć władze miasta starają się to zmienić) niewiele ma do zaoferowania z turystycznego punktu widzenia. Osobiście mam z tym miastem związanych parę wspomnień z czasów przed-macierzyńskich, przyjemnych i mniej przyjemnych: powroty z Pragi za czasów studenckich, szkolenia, delegacje… Poza restauracją Slunečnice, w której lubiłam się stołować i do dziś wspominam przepysznie (jak na czeską kuchnię…) przyrządzone pieczenie w sosie, nie kojarzę z tamtego okresu nic co warte byłoby uwagi. Jest jednak powód dla którego warto odwiedzić to mało atrakcyjne miasto: tamtejsze ZOO.

Ostrawa znajduje się blisko granicy z Polską, zatem dojazd nie stanowi problemu. Podróż z Krakowa zajęła nam dwie godziny. Na sam pomysł wpadliśmy dziesięć minut wcześniej, jedząc śniadanie w słoneczny sierpniowy niedzielny ranek i zastanawiając się co zrobić w tak piękny dzień. Zachęcam jednak wybrać się jak najwcześniej, by spędzić tam jak najwięcej czasu, bo uwierzcie, że jest co oglądać, co robić i gdzie się nachodzić, ale co najważniejsze: wcale nie ma się ochoty stamtąd wyjść!

Przede wszystkim, drodzy rodacy, ZOO jest bardzo przyjazne Polakom. Wszystkie opisy są uczynione również w naszym ojczystym języku i w takim też zwykle komunikuje się obsługa, miła i sympatyczna, zakładam, że nie tylko dla nas.

Oczywiście jest to miejsce przyjazne dzieciom. Nieprzyjazne rowerom i hulajnogom, lecz można je bez problemu zostawić przy wejściu. Wózek dziecięcy można i trzeba mieć swój (na ten przykład w ZOO w Antwerpii jest opcja wypożyczenia spacerówki), tu do wypożyczenia są tylko drewniane wózki do ciągnięcia, do których nie wolno wsiadać.

Tutejszy ogród zoologiczny to jednocześnie ogród botaniczny. Chyba nie muszę pisać co to oznacza dla takiego amatora roślin jak ja. Dzięki temu w parku jest przepięknie i można by cały dzień przeleżeć na jednym z licznych leżaków kontemplując naturę i słuchając rozmaitych zwierzęcych  i ptasich języków.

Na słodkie lenistwo szkoda jednakże czasu, do zobaczenia jest niemal 4000 zwierząt, modele i repliki szkieletów, Pawilon Ewolucji i cała masa innych atrakcji z fantastycznymi placami zabaw (bez trampoliny ale za to z jaką "drabinką"!) na czele.

No i świnki morskie (one się chyba teraz jakoś inaczej nazywają?)… To osobny temat. A właściwie jedyny temat jeśli chodzi o Elio, bo dla niego reszta ZOO mogłaby nie istnieć. O kozach z mini zoo nie będę wspominać, bo za każdym razem mam z nimi złe doświadczenia i postanowiłam już nigdy więcej do żadnej zagrody z kozami na całym świecie nie wchodzić… W każdym razie warto zabrać drobne na karmę dla zwierząt (5 Kč), bo tylko w ten sposób, ze względu na ich bezpieczeństwo, można je dokarmiać.

Mnóstwo zwierząt, pomijając oczywiście drapieżniki, porusza się swobodnie na dość dużych, częściowo otwartych przestrzeniach. Jeszcze bliższy kontakt z nimi  umożliwia krótka (15-20 min) przejażdżka kolejką na Safari: 30 Kč od osoby.

Warto zatrzymać się i poświęcić chwilę na refleksję przy cmentarzu wymarłych gatunków zwierząt...

Na terenie ZOO jest mnóstwo punktów gastronomicznych, większość to rzecz jasna fast foody i słodycze. Restauracji nie zdążyliśmy przetestować bo, jak wspomniałam wybraliśmy się na tą wycieczkę trochę za późno, a że Chłopcom trudno było rozstać się ze świnkami i placem zabaw przy mini zoo, opuszczaliśmy bramę wyjściową w pośpiechu na kilka sekund przed zamknięciem. Nie udało nam się znaleźć drogi do Słoneczników (pozamykane osiedlowe uliczki) i po kilku nieudanych próbach odpuściliśmy i zjedliśmy obiadokolację w restauracji U Dvoráčku. Na szczęście na tarasie na zewnątrz, bo po wizycie w ZOO chyba czuła bym się niezręcznie w sali pełnej wypchanych zwierząt i myśliwskich trofeów na ścianie… Chociaż, co przyznaję teraz ze wstydem, swoją porcję sarniny zjadałam bez skrupułów i zażenowania ( i niestety albo za karę bez jakiegoś szczególnego smaku).
W ZOO skusiliśmy się na smakowite mini donaty, nie tylko dlatego, że pączki z dziurką uwielbiamy. Powstają (fascynujący widok!) w specjalnej maszynie, do której jednego końca wlewa się ciasto jak na naleśniki, a z drugiego wesoło wyskakują malutkie kółeczka, w okamgnieniu rumieniąc się na chrupiąco  na zewnątrz i mięciutko w środku. Cena w zależności od porcji: 42-139 Kč.

Parking tuż obok ZOO, czynny pół godziny dłużej. Sporo miejsca, choć podobno w sezonie może być problem. Płatny jednorazowo 45 .

Wstęp do ZOO: 80 Kč - dziecko, 110 Kč - dorosły. Z każdego zakupionego biletu 1 Kč zostaje przekazana na program ochrony zagrożonych gatunków zwierząt.



















































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wielkanoc w Małopolsce

W naszej podróżniczej ekipie coraz trudniej o wspólne zdanie na temat tego jak i gdzie chcemy podróżować, co zwiedzać i jakim aktywnościom o...