sobota, 18 lutego 2023

Odlotowe ferie z japońskim akcentem

Tegoroczne ferie z pełną premedytacją spędziliśmy w Domu. Po kilku krótkich wypadach w góry i w oczekiwaniu na późnolutowy festiwal Materia Prima postanowiliśmy również w czasie dwutygodniowej laby od szkoły skorzystać z tego co ma do zaoferowania miasto i jego okolice. Najbardziej jednak chciało nam się robić w kółko jedno: jeździć na łyżwach. Na lód weszliśmy pod koniec stycznia - ja po wielu latach i Elio (długo czekałam na ochotnika który będzie mi towarzyszył w rozwijaniu jak dotąd niezrealizowanej pasji z dzieciństwa) po raz pierwszy w życiu. O ile ja stawiam pomalutku kolejne kroki pod okiem młodziutkiej instruktorki łyżwiarstwa figurowego (jazda tyłem, przekładanka, piruety), Elio zdaje się mieć talent wrodzony i wszystko łapie w mig albo sam odkrywa intuicyjnie i już po kilku wizytach na naszym ulubionym, kameralnym lodowisku pędzi po nim jak szerszeń.
W pierwszym tygodniu ferii Elio w raz z Tatą spędzili kilka dni w Muzeum Lotnictwa Polskiego, które obaj bardzo lubią. Propozycja muzeum nazywała się „Odlotowe ferie”. Warsztaty, spotkania, bujanie w obłokach. Projekcje lotniczych filmów oraz lotnicze eksperymenty, gry i zabawy z głową w chmurach. Tworzono latające modele balonów, konstruowano składane samoloty a nawet budowano rakietę kosmiczną i przymierzano skafander (w celach fotograficznych). Odbyły się zawody modeli latających, rozmowy z pilotem LOT-u. Po raz kolejny Elio obejrzał latające maszyny (ponad 250 samolotów, szybowców i śmigłowców) i inne eksponaty związane z lotnictwem, które prezentowane są w odremontowanych historycznych budynkach, w nowych wybudowanych już po wojnie i w czasie działalności muzeum oraz na otwartej przestrzeni. Najnowszy, otwarty w 2010 r. trzykondygnacyjny gmach o powierzchni 4000 m2 z lotu ptaka przypomina śmigło. Aktualnie  Muzeum Lotnictwa Polskiego zajmuje 25,7 ha, wpisanego do rejestru zabytków terenu. Początki jego powstania sięgają roku 1963, kiedy to w miejscu dawnego lotniska Rakowice-Czyżyny (utworzonego przed I wojną światową przez Austriaków i zlikwidowanego w 1963 r. w wyniku rozbudowy Nowej Huty) swoje eksponaty zaczął gromadzić Ośrodek Ekspozycji Sprzętu Lotniczego przy Aeroklubie Krakowskim. Wszystkie te informacje pochodzą z oficjalnej strony obiektu, gdzie możecie zajrzeć by dowiedzieć się na ten temat nieco więcej, sprawdzić co dzieje się aktualnie i jakie są ceny biletów wstępu.
Drugi tydzień był bardziej „mój”, wybraliśmy się (też nie po raz pierwszy ani ostatni) do Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha na warsztaty oraz oprowadzanie po dwóch wystawach. Tym razem trafiliśmy do świata kimon oraz przecudnych malowideł i drzeworytów o tematyce przyrodniczej Seitei Watanabe a przy okazji obejrzeliśmy kilka eksponatów z olbrzymiej i niesamowitej kolekcji Feliksa Jasieńskiego. Pomiędzy jednym a drugim wydarzeniem odbywającymi się akurat tego samego dnia, zdecydowaliśmy się zjeść obiad w tutejszej restauracji serwującej oczywiście dania i desery kuchni japońskiej, a także napoje, w tym, co równie oczywiste, doskonale parzoną, świetną herbatę. Inicjatorem powstania owego miejsca był reżyser Andrzej Wajda. Otwarte w 1994 stanowiło przez pierwszych 10 lat istnienia oddział Muzeum Narodowego w Krakowie, obecnie funkcjonuje jako samodzielna instytucja i placówka muzealna. Patron - Feliks “Manggha” Jasieński od którego pseudonimu wywodzi się nazwa muzeum, to postać wybitna, fascynująca i niesamowita. Dziś nazywalibyśmy go "pozytywnym freakiem". To jego niespotykana i sporych rozmiarów kolekcja przedmiotów związanych z Krajem Kwitnącej Wiśni, w tym zbiór dzieł japońskich malarzy była impulsem do stworzenia muzeum. Fascynujący jest także budynek w którym się mieści - w projektcie wybitnego japońskiego architekta Arata Isozaki we współpracy z architektami krakowskimi spotykają się dwie tradycje i kultury. Stanowi właściwe tło dla prezentowanych dalekowschodnich ekspozycji, jednocześnie łączy się z architekturą stojącego na przeciwległym brzegu Wisły Wawelu. Mimo, iż Japonia nie znajduje się w czołówce moich ulubionych krajów, intryguje mnie i ciekawi jej odmienność, zaś trudna do zrozumienia dla Europejczyka sztuka i filozofia coraz bardziej zachwyca. Jeśli zdecyduję się wyruszyć na osobiste spotkanie z tą kulturą, z pewnością dobrze się najpierw do tej wyprawy przygotuje właśnie tu, w Manggha.
Skoro już mowa o japońskiej kuchni, jedną z naszych ulubionych ostatnimi czasy restauracji jest Ramen People, odkryta dla nas przy okazji odwiedzin przez jednego z kuzynów, wielkiego amatora tej bogatej w smaki i aromaty zupy opartej na długo gotowanym bulionie. Za każdym razem wychodzimy z niej z pełnymi brzuchami, usatysfakcjonowani. Lokal znajduje się tuż nad Wisłą, więc spacer po nieco ciężkim posiłku jest opcją obowiązkową. Można przejść Kładką Bernatka na drugą stronę rzeki, by na Kazimierzu zjeść na deser ulubionego przez Elio trdelníka (jedyny według niego słuszny z cynamonem), robionego według tradycyjnej receptury przez przesympatycznego Czecha. Przyznaję, że i ja mam słabość do wypieku, do którego ciastka kominkowe i inne tym podobne się nie umywają. Albo lody z Good Lood, których najbardziej fanem jest Mateo. Ja doceniam rewelacyjny marketing i ciekawe kompozycje smakowe ("Balladyna" i "Telimena" przy okazji Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie, rozmaite "kutie" i "seromakowce" czy "piernik staropolski ze śliwką" w czasie Bożego Narodzenia czy lody o smaku różanym z karmelowym popcornem - efekt współpracy z produkującą perfumy firmą Lancome) no i fakt, że wreszcie w Krakowie można jeść lody z gałki również zimą, co jak powszechnie wiadomo jest zdrowsze, a w mojej opinii przyjemniejsze.















































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wielkanoc w Małopolsce

W naszej podróżniczej ekipie coraz trudniej o wspólne zdanie na temat tego jak i gdzie chcemy podróżować, co zwiedzać i jakim aktywnościom o...