Jak tylko Tato wrócił z rejsu, zagonił nas na rowery. Pedałujemy zatem po niedoskonałych ścieżkach rowerowych upajając się cudownym zapachem kwitnących lip i krakowskiego smogu.
Jak wiadomo my sowy nie lubimy wstawać wcześnie rano i z tego powodu wiele przygód, spacerów o brzasku, spektakularnych wschodów słońca, śniadania na mokrej od porannej rosy trawie oraz inne tego typu atrakcje nas omijają. Tak się jednak w sobotę złożyło, że trzeba było odstawić na dworzec autobusowy o jakże barbarzyńskiej godzinie 7:00 Mateo, który z harcerzami wybierał się na biwak do Zawoi. Postanowiliśmy coś z tym nienaturalnie rozpoczętym dniem zrobić.
Leśna Ścieżka Edukacyjna w Rabce to przyjemna, około godzinna trasa z kilkoma punktami informującymi o lokalnej faunie i florze, w sam raz na małe kilkuletnie stópki. Na jednym z przystanków zjedliśmy drugie śniadanie. Po spacerze udaliśmy się na zasłużoną czekoladę do wspominanej już tu przy okazji postu o Rabce księgarni - kawiarni Miedzy Słowami. Do naszego garażu wjeżdżaliśmy zanim nad Gorcami zaczęła się burza, a na zegarku jeszcze nie wybiła 13:00. O tej porze zwykle dopiero wychodzimy z domu!
Mimo cumulusów kłębiących się również nad Krakowem zaryzykowaliśmy późno popołudniową porą rowerową wycieczkę na Kazimierz. Chcieliśmy napić się lemoniady lub piwa w naszej ulubionej, dawno nieodwiedzanej Mleczarni. Do ogródka, w którym zawsze były w sezonie problemy z miejscem dodatkowo dotarły tłumy zagranicznych turystów z centrum. Przejechawszy bez przekonania Plac Nowy i okoliczne uliczki, uciekliśmy kładką na Podgórze, gdzie o miejsce też nie było łatwo, a cena lemoniady może zszokować niejednego polskiego turystę (zagranicznym chyba bardziej wszystko jedno). Wybraliśmy stolik w Cawie, gdzie Elio spałaszował swoją tartę z malinami w okamgnieniu.
P.S. I tym razem żadnego łosia nie spotkaliśmy :(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz