środa, 27 listopada 2019

Kurs na Valencię

No więc płyniemy i płyniemy a trochę dryfujemy. Kto czytał stare posty, ten wie, że gdy statek zbyt szybko zbliża się do kolejnego portu niż miałoby to wynikać ze schedulu, zwalnia albo zupełnie wyłącza silnik. Jak zwykle gramy, czytamy, kolorujemy... Oraz intensywnie trenujemy przed meczem Polska-Filipiny w piłkarzyki. Chłopcy otrzymali od kapitana niemal cała kolekcje bajek Disney’a od klasyki po Pixara, więc nieco więcej czasu niż w domu spędzają przed telewizorem. Rano trochę “szarpało” statkiem, a z powodu popołudniowego swellu ominęło nas przedstawienie pod tytułem opuszczanie szalupy na wodę. Za to do popołudniowej kawy podano donaty, a steward poinformowany przez Tatę o naszej rodzinnej słabości do tychże zachomikował dla nas kilka dodatkowych na potem. Tym razem obyło się bez walk o zatopione w grubej warstwie słodkiej mlecznej czekolady oponki.* Załogę widać mało, spotykamy zaledwie kilka tych samych osób. Normalnie statek widmo. Zastanawialiśmy się gdzie się podziała reszta, Tata mówi że statek jest duży i wszyscy się porozchodzili po pokładzie, ale zapewne to też kwestia układu nadbudówki. Na wieczornej wachcie, w kompletnych ciemnościach Chłopcy walczą o ster (na autopilocie) i czołówkę z lampką ustawioną na kolor czerwony. Ja gapiąc się w nieprzeniknioną nicość przede mną, kołysana lekko, popijam gorącą koreańską herbatę żeń-szeniowa, która przywieziona dawno temu z jakiegoś rejsu znów trafiła na statek w moim plecaku.
Nie zabrałam ze sobą aparatu, wiec poniżej kilka widoków na Genuę obserwowaną z mostka, zrobionych telefonem, w dodatku zza okiennej szyby bo zabroniono nam wychodzić na zewnątrz podczas manewrów. Z daleka miasto prezentuje się dość interesująco, jak zawsze szkoda że nie będziemy mieć czasu ani sił na zwiedzanie, kiedy tu za kilka dni wrócimy. Nie chcemy też przedłużać wagarów Mateo. Dla mnie ten port mimo znamienitej przeszłości i wielkiej historii, już zawsze będzie przede wszystkim rodzinnym miastem Diego, bohatera powieści “Powtórnie narodzony” Margaret Mazzantini. Nie wiem czemu załoga Berlin Express uparła się ostatnio opuszczać port i przybywać do kolejnego akurat w samo południe, ale taki jest mniej więcej plan na czwartek, kiedy to przybijemy do hiszpańskiej Valencii.

































2 komentarze:

  1. Walencja Walencją, ale czy ty masz pomalowane paznokcie? Na niebiesko? Co to morskie podróże robią z ludźmi 😂😘

    OdpowiedzUsuń

Wielkanoc w Małopolsce

W naszej podróżniczej ekipie coraz trudniej o wspólne zdanie na temat tego jak i gdzie chcemy podróżować, co zwiedzać i jakim aktywnościom o...