środa, 13 kwietnia 2022

W świecie szalonego średniowiecznego wizjonera

Lubię Hieronima Boscha, mimo że jego obrazy to nie moja estetyka i odkąd pierwszy raz zobaczyłam je w dzieciństwie budzą raczej odrazę i przerażenie bardziej niż zachwyt (ale może o to mu chodziło?), ponieważ fascynuje mnie jego niczym nieograniczona i futurystyczna niemal wyobraźnia. Szalony średniowieczny wizjoner! Nie znam się na sztuce i uważam się w tej kwestii za totalną ignorantkę, ale w dziełach tego niderlandzkiego prymitywisty, niby katolika dostrzegam raczej krytykę niż pochwałę boskiego stworzenia, a przecież tworzył na zlecenie kościoła… Mieliśmy okazję przyjrzeć się dokładnie jego dziełom gdyż drugiego dnia, we wtorek, wybraliśmy się do rodzinnego miasta Jeroena Anthoniszoona van Akena, bo tak naprawdę nazywał się artysta, ’s-Hertogenbosch. To od skrótu nazwy miasta powstał pseudonim, którym podpisywał swoje obrazy. W znajdującym się w zabytkowym kościele Centrum Sztuki Hieronima Boscha ( Jheronimus Bosch Art Center) znajdują się wyłącznie reprodukcje, ale ma to wielką zaletę: można podejść do obrazu najbliżej jak się da i uważnie zbadać każdy szczegół, każdą postać. Poza dziełami genialnego (i można się sprzeczać czy do końca zdrowego na umyśle) artysty możemy obejrzeć współczesne wytwory sztuki inspirowane jego twórczością od wiszących pod sufitem i porozstawianych po kątach byłej świątyni postaci wyjętych z jego obrazów, sporych dość rozmiarów, po obrazy, kolaże czy suknie z motywem. Polskim akcentem są gobeliny wykonane przez braci Andrzeja i Jerzego Mierzejewskiego w latach 1979-82. Dorośli dostają wraz z biletem książeczkę z opisem każdego obrazu oraz informacją, gdzie znajduje się oryginał. Dzieci mają zadanie rozwiązać quiz związany z postaciami z obrazu i jeśli zrobią to prawidłowo, mogą sobie wybrać pocztówkę w tutejszym sklepiku z pamiątkami. Dla nich przede wszystkim zaaranżowano pracownię Hieronima Bosha, oddając klimat średniowiecznego pomieszczenia, tego jak mogła ona wyglądać, łącznie z hałasami zza okna i poczuciem lekkiego dreszczyku niepokoju na plecach. Najmłodszych zwiedzających zainteresuje również replika zegara astronomicznego (niektóre fragmenty z górnej części prawdziwego zegara zachowały się i znajdują pobliskiej katedrze). Z każdą wybitą pełną godziną trzej królowie pokłonią się dzieciątku, chwile później gołe ruchome figurki zaprezentują nam jak dobre dusze idą do nieba a złe zostają pożarte przez szatańską paszczę. Wreszcie sporą atrakcję stanowi wieża, z której roztacza się panorama na imponującą katedrę i miasto. Dostać się na szczyt można bardzo krętymi schodami lub windą, obie opcje mogą być wielokrotnie powtarzane przez kilkulatka bez śladów najmniejszego znudzenia. Na każdym piętrze mała wystawa.
Rodzinne miasto artysty pełne jest odniesień do jego dzieł, jak choćby mały park Jeroen Bosch Garden, z porzuconymi ku uciesze Elio trzy- lub czterokołowymi pojazdami dla maluchów. Wszędzie czają się jego tajemnicze dziwaczne stwory - figury półludzi-półpotworów i innych kombinacji. Można je wypatrzyć na wodzie, pośród zieleni, na budynkach. Nie wiem czy powinnam się martwić ale Elio jest zachwycony dzisiejsza wycieczką. Jego starszy brat zupełnie przeciwnie i zniesmaczenie to najłagodniejsze z odczuć Mateo na temat tego co dziś zobaczył. 
Auto zaparkowaliśmy z dala od centrum na parkingu, z którego co 10 minut odchodzi autobus pod samą katedrę. Dojazd zajmuje dosłownie kilka minut, a bilet jest w cenie parkowania. Można też w ramach parkowania wypożyczyć rower, ale my ze względu na Elio, który wciąż jeździ w dłuższe trasy na tandemie z Tatą zrezygnowaliśmy z tej opcji, a swoich nie wzięliśmy, bo naiwnie wierzyłam, że pojedziemy dziś jeszcze oglądać wiatraki w Werelderfgoed Kinderdijk (są na liście Unesco).
Podczas gdy przy dźwiękach dzwonów z katedry, popijałam ouzo winem (wyjątkowo) w greckiej knajpce czekając na dolmades i danie z bakłażana, uciekł nam ostatni autobus (odjeżdża o 19:00). Wróciliśmy zatem pieszo, co nie było problemem w przeciwieństwie do faktu, że utknęliśmy na parkingu na jakieś 40 minut, bo parkomat miał problem z naszą kartą płatniczą.
Wróciliśmy znów strasznie późno, ciekawe czy i jutro o 6:30 obudzą mnie ptaki, ale nie te dźwięcznie ćwierkające jak w Keukenhof tylko jakieś potwornie skrzeczące wodne ptactwo albo mewy przylatujące tu znad pobliskiego morza, wydając z siebie te przeraźliwe dźwięki i dodatkowo głośno stukając w dach.

Wstęp do muzeum: 30 EUR/ 4 osoby
Parking: 4,5 EUR/dobę




































































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wielkanoc w Małopolsce

W naszej podróżniczej ekipie coraz trudniej o wspólne zdanie na temat tego jak i gdzie chcemy podróżować, co zwiedzać i jakim aktywnościom o...