Lany Poniedziałek - Powrót do domu. Przystanek po drodze: Lipsk. Mamy tam sprawy gastronomiczno-degustacyjne do nadrobienia. Tureckie bistro znajduje się w centrum handlowym, a zatem jest dziś zamknięte na cztery spusty. Plan B: grecka restauracja okazuje się rozczarowaniem, wszystko smakuje tak samo i zupełnie nie tak jak w tej w s-Hertogenbosh. Jeszcze gorzej sprawa ma się ze lipskimi skowronkami. Rano we wtorek jeździmy bez śniadania, no prawie bo zjedliśmy po kubeczku holenderskiej owsianki, sprzedawanej w kartoniku tetra pak jak maślanka, w poszukiwaniu tych cholernych ciastek, które uparłam się koniecznie spróbować. Po kilku nieudanych próbach - nie wszędzie je pieką, a to piekarnia się przeniosła, a to dziś wyjątkowo jest zamknięta, wydaje się że wreszcie trafiliśmy we właściwe miejsce, widzę z daleka przez przeszklone drzwi całą stertę leżącą na ladzie i już cieknie mi ślinka, ale drzwi się nie otwierają. Co jest??, myślę i zauważam na drzwiach godziny otwarcia i zamknięcia sklepu, jest czynny do 12:30. Desperacko zerkam na zegarek 12:40. Ekspedientka nakrywa skowronki jakąś lnianą ściereczką i kręci złośliwie głową, widząc że do niej rozpaczliwie macham. Sprawa jest beznadziejna, za chwile wyjeżdżamy za rogatki miasta, znowu się nie udało. Może zdążylibyśmy gdybyśmy nie poszli popatrzeć na Pomnik Bitwy Narodów, ale nie wyobrażałam sobie, że moglibyśmy tego nie zrobić. Mieliśmy tylko rzucić okiem, lecz Elio namówił nas żeby wejść do środka (nawet nie wiedziałam że można). Nie znam historii pomnika, a muzeum sobie z braku czasu odpuściliśmy. Wiem, że upamiętnia wyjątkowo krwawą bitwę z 1813 r. i jest największą budowlą pomnikową Europy (91 m wysokości). Jak już pisałam sprawiał bardzo ponure wrażenie i wzbudzał we mnie nieprzyjemne odczucie (taką nieokreśloną, gęstą atmosferę czuć w całym mieście). Dopóki nie podeszliśmy bliżej… Trudno uwierzyć, że odsłonięty sto lat po bitwie monument został zbudowany ludzką ręką, podobnie jak… Skojarzenie pojawia się natychmiast i myślę że nie jest przypadkowe: zabytki starożytnego Egiptu czy Mezopotamii. Olbrzymi kamienni strażnicy przy wejściu, kolejne gigantyczne postaci w środku, majestatyczna konstrukcja budowli, punkty widokowe w górnej części pomnika (wspaniała panorama miasta). Wszystko to przenosi myślami trochę do Doliny Królów, trochę Statui Wolności (a trochę Władcy Pierścieni). W końcu to były te czasy: odkrycia archeologiczne, drapacze chmur za oceanem… Patrząc w ten sposób widzimy jaki jest niesamowity i imponujący, nie tylko rozmiarem. Jeśli chodzi o zwiedzanie, wszystko jest świetnie zorganizowane, należy poruszać się w górę i w dół w określonych kierunkach, licznymi, nieco stromymi i krętymi schodami lub windą, w czym pomagają strzałki i sygnalizacja świetlna. Bilet rodzinny kosztował nas 20 EUR. Jeśli będziecie kiedyś w Lipsku, koniecznie! I dajcie znać jak smakują Leipziger Lerche.
Ostatni tydzień spędziliśmy też z pewną szaloną szwedzką rodzinką, stworzoną przez Martina Widmarka, którego wszyscy rodzice kilkulatków z pewnością kojarzą. Jeśli lubicie młodych detektywów Lassego i Maję to Janssonowie Wam się spodobają. Polecamy!
Oba zdjęcia skowronków pochodzą z internetu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz