Zaczynamy zwiedzanie jak wszyscy turyści i kierujemy pierwsze kroki do Gardens by the Bay. Lecz nie dlatego że wraz z hotelem Marina Bay Sands stanowią turystyczny top, ani że samo słowo “ogród” wywołuje we mnie silną ekscytację, konstrukcje te bowiem naprawdę robią wrażenie a forma hotelu (chociaż pomysł umieszczenia na dachu deski surfingowej może się wydać nieco tandetny) jest niesamowita, i to nie tylko w odbiorze osób które fascynuje sztuka ogrodowa czy architektura. To po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy i przekonać się, że nawet od strony czysto turystycznej Singapur nie jest tylko “azjatyckim Dubajem”. Jednak zanim spacerem ze stacji Downtown spoceni w popołudniowym upale dotrzemy w cień Super-drzew, idziemy przywitać się z Merlionem. Tajemniczy stwór, pół-lew, pół ryba to symbol (w sensie marketingowym, nie oficjalnym) i maskotka Singapuru, z wyglądu całkiem sympatyczna. Najsłynniejsza z rzeźb, które go przedstawiają to jednocześnie fontanna, która pluję wodą ku uciesze licznych turystów z telefonami w wyciągniętych rękach, prosto na efektowną kompozycję bryły słynnego hotelu oraz przypominającego otwierający się kwiat lotosu (lub według innych interpretacji rozpostartą w geście powitalnym dłoń) ArtScience Muzeum po drugiej stronie zatoki. Mówimy “cześć” także stojącemu kilka metrów obok w cieniu parkowych krzewów “młodszemu bratu” Merliona (Mini Merlion) i wędrujemy, aż do mostu Helix Bridge, po przejściu którego stajemy pod samiutkimi stopami Marina Bay Sands, dlatego najpierw zaglądamy w jego ekskluzywne wnętrza, pełne przepychu i sklepów z artykułami w cenach o jakich nam się nawet nie śniło, lecz jak widać dostępne dla osób z zewnątrz. Każdy może poczuć atmosferę luksusu za darmo, popatrzeć na eleganckie wystawy. Mamy tu wszystko o czym człowiek może tylko zamarzyć, jest nawet wodny kanał, bo czemuż by (już za opłatą) po galerii handlowej nie popływać łódką (sampanem) niczym w kanałach Wenecji. Są ogromne smoki oraz wyjątkowa atrakcja dla dzieci: Digital Lights Canvas, instalacja świetlna, umożliwiająca tworzenie wielokolorowych obrazów. Dzieciaki biegające pośród migoczących ledów wyglądają na zachwycone, Elio także chciałby spróbować, ale cena jest adekwatna do czasu za jaki się płaci, a my nie mamy niestety całej wolnej godziny żeby tu spędzić, jeśli chcemy zobaczyć zaplanowane na dziś atrakcje ogrodnicze, zatem opuszczamy ten konsumpcyjny raj nie-z-naszego-świata i kierujemy się do ogrodu na 2 piętrze (również ogólnie dostępnego) z którego prowadzi pełna roślin estakada w stronę futurystycznego parku, z pięknym widokiem na Super-Drzewa. Gdy tylko je dostrzegłam, popłakałam się, bo nie mogłam uwierzyć, że rzeczywiście tu jesteśmy! Ogrody są wspaniałe. Mimo, że to miejsce bardzo turystyczne i nastawione na pieniądze (nie mam mowy o napełnieniu bidonu z ogólnie dostępnego dystrybutora wody pitnej a ceny w hawkerach są o kilka dolarów wyższe), na ich teren wchodzi się bez opłat i zaraz można zaszyć się w jakimś miłym miejscu, w otoczeniu cudownej przyrody, zachwycić się przekwitającymi lotosami, wypatrywać żółwi, albo przypadkiem natknąć się w krzakach (poszłam tylko zrobić fotkę strumienia) na prawdziwego warana! Z gatunku tych mniejszych wprawdzie, ale i tak wielokrotnie przewyższającego wielkością każdą jaszczurkę jaką kiedykolwiek widziałam na wolności. Kupujemy bilety na OCBC Skyway i Supertree Observatory. W obu atrakcjach zaleca się ograniczyć swoją obecność do maksymalnie 15 minut, by inne osoby mogły skorzystać i nie tworzyły się nieskończone kolejki. To wystarczy, by przespacerować się 128 metrowym mostem zawieszonym 22 m nad ziemią i rozejrzeć się z tarasu widokowego, z którego wspaniale prezentuje się hotel na tle miasta jak i widoczne za drzewami morze ze stojącymi na kotwicy kontenerowcami. Na najwyższym drzewie znajduje się kawiarnia, do wyboru miejsca przy stoliku na zewnątrz lub w klimatyzowanej sali. Super-Drzewa są rodzajem ogrodów wertykalnych, w dodatku są zbudowane w taki sposób by gromadzić deszczówkę, używaną do nawadniania roślin i napełniania fontann, a także kumulować energię słoneczną, dzięki wkomponowanym w ich konstrukcję ogniwom, co z kolei wykorzystuje się przy oświetleniu ogrodów. W między czasie Chłopcy robią się głodni, udajemy się do Satay by the Bay, gdzie na spółkę zjadają z wielkim smakiem satay czyli kawałki mięsa na bambusowych patyczkach podane z ostrym sosem (próbujemy każdy z dostępnych rodzajów mięsa: jagnięcinę, kurczaka i wołowinę). Kolejne bilety wstępu kupujemy by wejść do dwóch imponujących budynków-szklarni (Elio zauważył, że ich kształty wraz z odbiciem w wodzie tworzą rybę). Pierwsza Flower Dome, nieco mnie rozczarowała. To rodzaj ogrodu botanicznego podzielonego na strefy związane z określoną krainą geograficzną, obsadzone zgodnie z florą występującą w danym regionie. O ile rośliny są wspaniałe, można przyjrzeć się naprawdę niezwykłym gatunkom (oraz zadać sobie pytanie, jak oni tu przetransportowali takie ogromne palmy i wspaniałe stare drzewa oliwne!), to jak dla mnie za dużo tu plastiku, kiczu i tandetnych ozdób. Cóż, taki już jest azjatycki styl i zamiast marudzić i krytykować odmienną kulturę, lepiej przenieść się do drugiej szklarni - Cloud Forest. I warto zrobić to na dłużej, a najlepiej cały dzień, bo nie dość że stworzono w niej cudowny, pełen zieleni i egzotycznych kwiatów las tropikalny z prawdziwym wodospadem, dużą uwagę poświęcono również edukacji botanicznej czy ekologicznej. Jest też część przeznaczona dla dzieci, gdzie mogą uczyć się o przyrodzie podczas interaktywnej zabawy. Z powodu dużej liczby odwiedzających musimy chwilę postać w kolejce do windy która zabiera nas na zbudowane na wysokości ścieżki spacerowe. Dekoracje (nieco bardziej gustowne, dyskretne i wtapiające się w tło) o ile zdołałam się zorientować zmieniają się sezonowo. Nie było tym razem ogromnej mięsożernej rośliny z klocków Lego, którą jako fani chcieliśmy przy okazji zobaczyć. Niesamowite storczyki z Peru otaczające makietę Machu Picchu wynagrodziły nam tę niewielką lukę wizualnych wrażeń. W okolicy, jeśli wierzyć ostrzegawczym znakom drogowym na ścieżkach pieszych i rowerowych kręcą się wydry, jednak ku naszemu rozczarowaniu żadnej poza wesołą, rozrywkową gromadką w ZOO kilka dni później, nie spotkaliśmy. Włóczymy się po parku aż do zmroku, który tu w pobliżu równika następuje zaraz po 19:00. Nie udaje nam się trafić do wszystkich z wypatrzonych na Google Maps i zaznaczonych na planie wycieczki zakątków, ponieważ z powodu rozmaitych imprez związanych z obchodami Chińskiego Nowego Roku część dróg i przejść jest zamknięta. Park jest efektowny również po ciemku, co chwila wyłaniają się jakieś rzeźby albo fantazyjne topiary, w prześwitach między wysokimi roślinami widać imponująco oświetlone budynki, zaczynają się pokazy świateł. Przysiadamy na Marina Bay Waterfront Promenade by obejrzeć jedne z nich: Spectra - The Light & Water Show, a potem totalnie wyczerpani i oszołomieni wspaniałościami minionego dnia udajemy się (podjeżdżając jedną stację kolejką metra) na kolacje do mijanego rano Lau Pa Sat, gdzie Elio objedzony satayem zamawia tylko dwie porcie lodów i bandung, bardzo słodki napój o różanym aromacie i w intensywnym różowym kolorze. Jest późno i wiele stoisk już się zamyka, a to nasz pierwszy hawker w którym jest więcej niż kilku sprzedawców, straszny tu chaos i hałas! Kiedy wreszcie decydujemy się z którego zamówimy, jego właściciel lekko zniecierpliwiony, dosłownie przewraca oczami na każde moje pytanie (o rodzaj mięsa, stopień pikantności), ale nakłada nam całkiem przyzwoity choć już nieco zimny posiłek. Wracamy do apartamentu wykończeni ale już wiemy jedno: Singapur jest WSPANIAŁY!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wielkanoc w Małopolsce
W naszej podróżniczej ekipie coraz trudniej o wspólne zdanie na temat tego jak i gdzie chcemy podróżować, co zwiedzać i jakim aktywnościom o...

-
„Ludzie dzielą się na dwa gatunki: tych, którym nie trzeba tłumaczyć, po co chodzi się w góry, i tych, którym nigdy się tego nie wytłumaczy”...
-
Aby nie było tak ponuro po ostatnim poście, napiszę nieco o tym o czym miałam napisać zanim wystąpiła potrzeba opublikowania moich żalów w ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz