poniedziałek, 10 kwietnia 2023

Ferruccio i jego fantastyczne maszyny

Wieki Piątek przenosimy się bardziej w Romania niż Emilia, zamieszkamy w okolicach Rawenny, gdzie jest jeszcze bardziej wiosennie i śródziemnomorsko (rosną palmy!). Wcześniej jednak musimy odwiedzić jedno muzeum samochodowe, które nam zostało na wyjazdowej liście „zobaczyć koniecznie!”. Ta wyprawa, do której zapewne nie doszłoby (ze szkodą dla mnie) gdyby nie moi towarzysze podróży i ich fascynacja silnikami na czterech kółkach, pozwoliła mi zrozumieć pewne zależności w branży motoryzacyjnej  i różnice w podejściu każdego z założycieli wielkich włoskich marek samochodowych, z których każdy był wyjątkowy, jak ich samochody. Dlaczego tu? Jeden z cytatów umieszczonych na wystawie mówi, że to drogi Emilii, ciągnące się w nieskończoność, wzbudzają pragnienie by pędzić przed siebie, z coraz większą prędkością. Jedna z najbardziej ruchliwych autostrad we Włoszech została poprowadzona (wraz z ważną magistralą kolejową) wzdłuż Via Emilia, starożytnego traktu wytyczonego przez Rzymian, łączącego najważniejsze miasta regionu. Wygląda na to, że była czymś w rodzaju włoskiej Road 66.
Nawiasem mówiąc aktualnie włoskie drogi są w kiepskim stanie, okropnie dziurawe, Tata cały czas narzeka, że gorsze niż u nas. Zastanawia się jak można tu jeździć tymi sportowymi autami. Może to przez letnie upały, narastające i wydłużające się z każdym rokiem?
Ferrucio Lamborghini był twórcą wszechstronnym. Jeśli zinterpretować to tak, że pasją Enzo Ferrari były wyścigi, zaś Horacio Paganini obsesyjnie szukał w formie samochodu piękna doskonałego to Ferrucia najbardziej fascynował sam silnik i to jak można go wykorzystać. Był synem rolnika, lecz bardziej od uprawy winogron interesował się technologią. Założona przez niego firma produkowała maszyny rolnicze, motorówki, urządzenia chłodnicze, a nawet helikopter. Drzwi Museo Ferruccio Lamborghini w Sant’Agata Bolognese (wydające irytujący dźwięk informujący, że ktoś wszedł, chyba nie ma tu zbyt dużego ruchu o tej porze roku) gdzie znajduje się z kolei siedziba firmy, to w istocie wehikuł czasu. Nie tylko ze względu na to, że znajdziemy tam wyłącznie stare modele (również innych marek - należące do rodziny Lamborghini bądź będące elementem współpracy). Całe jest zaaranżowane w taki sposób, za pomocą rekwizytów: mebli, fotografii, stanowiących dekorację ubrań, by oddać charakter epoki w której żył i tworzył twórca marki Lamborghini. Tak jak u Enzo Ferrari w Modenie możemy zajrzeć do jego gabinetu, odtworzonego z oryginalnych mebli i należących do niego przedmiotów osobistych. Jest i polski akcent, Lamborghini wyprodukowało bowiem Papamobile którym jeździł papież Jan Paweł II. Muzeum jest czynne od 10:00 do 18:00 z godzinną przerwą na lunch, na która akurat trafiamy. Jesteśmy po dużym śniadaniu, więc zamawiamy tylko po puszce chino lub oranżady w pobliskim, na pierwszy rzut oka odrobinę obskurnym ale jak się okazuje bardzo sympatycznym barze kilka metrów obok muzeum. Podoba mi się, że jest tak mało turystów. Jest spokojnie, lokalnie, włosko. Parking niemal cały dla nas, żadnego szukania miejsca, przepychania przy eksponatach i przypadkowych zdjęć obcych ludzi (ani nas na ich fotografiach). Strach pomyśleć co w takim Maranello dzieje się w środku letniego sezonu.
Rzeżucha nie wykiełkowała, nawet po tym jak przełożyłam ją do ładnego szklanego słoiczka po jogurcie Elio. Nie pomalowaliśmy też jajek. Zapomnieliśmy kupić, a pensjonat do którego jedziemy to typowy B&B, nie będzie aneksu kuchennego. Nie zostaje nam nic innego jak pomalować pandy z kolorowanki Elio, na jednej ze stron mają odpowiedni kształt. Nie ma kolorowych pisanek za to są kolorowe hamburgery na obiadokolacji u Fioletowej Krowy! (La Mucca Viola). Lokal jest super, obsługa fantastyczna, a hamburgery pycha! Jak zawsze mam dylemat: chcę wege ale rozważam Oppy’ego z jagnięciną, także w zielonej bułce, skomponowanego na cześć marsjańskiego robocika o którym wzruszający dokument oglądaliśmy z Elio na platformie Amazon Prime (bardzo polecamy!!) i to jego ostatecznie wybieram, chociaż ogólnie ciężko się zdecydować bo kuszą i kolory, i smaki.
Nasz pensjonat jest malutki lecz bardzo przytulny, cały w kremowej bieli. Od właściciela dowiadujemy się, że w prywatnej części domu, pod nami, mieszka polska rodzina. Niestety nie mamy co liczyć na obfite, świąteczne śniadanie. Jest skromnie i typowo włosko. Wypełniamy prostą ankietę odnośnie ilości jajek na twardo, croissaintów i rodzaju kawy i umawiamy się na 8:30.

P.S. Podobno byk w logo firmy nie nawiązuje do rolniczego charakteru części asortymentu lecz do znaku zodiaku Ferrucio Lamborghini, urodzonego 28 kwietnia.
























































































































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wielkanoc w Małopolsce

W naszej podróżniczej ekipie coraz trudniej o wspólne zdanie na temat tego jak i gdzie chcemy podróżować, co zwiedzać i jakim aktywnościom o...