poniedziałek, 1 sierpnia 2022

Figi najlepiej smakują nad Adriatykiem...

Czyli znowu nie mieliśmy gdzie jechać na wakacje…
Wspólnym rodzinnym głosem wybraliśmy Bolonię, kulinarną stolicę Włoch z najstarszym na świecie (razem z francuską Sorboną) uniwersytetem. Chłopcy nie chcieli do Bawarii tylko na spaghetti i lamborghini z ferrari. Jedyny sensowny apartament jaki udało się znaleźć (albo są w centrum bez miejsca do parkowania albo poza naszym zasięgiem finansowym) nie posiadał klimatyzacji. Ale nawet klimatyzacja nie miałaby sensu oraz szans z nadciągającym afrykańskim antycyklonem, który zmierza na Włochy i spowoduje, że temperatura w mieście arkad oscylować będzie wokół 40 stopni Celsjusza. Szkoda, apartament choć urządzony odrobinkę kiczowato wydawał się fajny, miał podobny układ jak nasze wielkanocne mieszkanie w Niderlandii a na ścianie, zabawny zbieg okoliczności, wisiała fotografia zamku Neuschwanstein, który zwiedzalibyśmy, gdyby w rankingu na tegoroczną miejscówkę zwyciężyła Bawaria. Nie wiedzieliśmy co zrobić i gdzie w końcu jechać. Po krótkiej acz burzliwej naradzie zostało postanowione: przestajemy wydziwiać i jak na przyzwoitych Polaków przystało jedziemy do Chorwacji. Miałam w związku z tym ogromne obawy, nadal nie uporałam się z traumą po naszym ostatnim tu pobycie*, ale może czas się z tym zmierzyć… No i tym razem kierunek Istria, gdzie podobno jest nieco bardziej cywilizowanie jeśli chodzi o kwestie sanitarno-kanalizacyjne. Zatem w sobotę doczepiamy Isabellę, pakujemy SUPy i jedziemy!
Standardowo: nocleg po drodze, obiad na rodzinnej stołówce (IKEA, Brno, gdzie mamy też kupić dywan do przyczepy ale pomimo dwóch dużych bagażników dachowych i auta kombi już się nie zmieścił), jajecznica na śniadanie w słoweńskim pensjonacie i mijany po drodze sznur aut sunących na jakiś letni zjazd, tym razem są to maluchy. Jedzie z nami doniczka petunii i dwie pluszowe pandy.
Późnym  niedzielnym popołudniem rozkładamy w niewielkim cieniu wysokiej pinii przyczepę na sporym (chociaż jednym z najmniejszych), dość zatłoczonym kempingu w uroczej miejscowości Vrsar, po włosku Orsera. Wszystkie nazwy są bowiem w obu językach i chyba to sprawia, że tak bardzo mi się spodoba w tej części Chorwacji: Istria jest trochę włoska. Lepsze jedzenie (i dużo makaronu w restauracyjnych menu), trochę bardziej życzliwi ludzie, grappa serwowana w restauracji razem z rachunkiem za posiłek czy “ciao” na pożegnanie. Świetna oliwa, słynne na cały kraj wino oraz rzecz jasna trufle. Skoro trafiamy w truflowe zagłębie staram się jeść codziennie te luksusowe grzyby z podziemia o dziwnym aromacie i choć serca mojego nie zdobyły (prawdziwki, kurki i zielonki w occie pozostaną już w nim na zawsze jako te “naj”) to było smacznie. A skoro Chorwacja to  też oczywiście moje ulubione zielone figi, najpyszniejsze arbuzy oraz bałkańskie przysmaki w rodzaju burka i baklawy.
Na kempingu mnóstwo ptaków. W łazience drobne, w czarnych smokingach, podobne do jaskółek. Przesiadują najchętniej na suszarce do rąk albo podglądają nas w toalecie, nad którą, pod stropem zbudowały gniazda z miedziano-buraczkowej barwy (wszechobecny tu kolor ziemii) błotka i trawy. Czujnie obserwują, czy nic nie zagraża ich pisklakom: z gniazda wystają cztery głodne, otwarte na całą szerokość dzióbki. Któregoś ranka dwa ptaszki wypadły z gniazda, przeżyły ale później już maluchów nie widziałam. Na dachu z impetem lądują mewy. Nie wiedzieć czemu szczególnie upodobały sobie szybę okien połaciowych. Siedzą i drą się jak opętane, czasem gdaczą jak kury, czasem przypomina to miauczenie kota innym wrzask zaaferowanych małp. Czyhają na jedzenie. Zdarza się, że te bardziej bezczelne próbują siadać na namiotach. W nocy, głośniej niż cykady słychać melodyjne nawoływania jakiegoś innego gatunku. Zaczyna koło północy i powtarza swoje regularne trele aż do świtu. Oprócz tego mrówki, jak wszędzie jest ich pełno. Maciupeńcy zwiadowcy natychmiast reagują na upuszczony okruszek czy nierozważnie zostawione resztki śniadania albo owoce. Najsympatyczniejsze są chyba jaszczurki. Jedna z nich wprowadza się po kilku dniach do naszej przyczepy, kręciła się też ostatniego przy bagażach, niewykluczone zatem że wyemigrowała z nami do Polski. Nie przeszkadza nam, wyjada niepożądane owady, chociaż w mrówkach akurat, niestety, nie gustuje. Po kempingu włóczy się łaciaty kot. Mateo spotkał też raz żmiję.
Nie gotujemy, nawet nie odgrzewamy gotowego jedzenia. Jest zbyt gorąco, zresztą nikt tu nie kucharzy bo jest mało Słoweńców, z ich całkowicie wyposażonymi również od strony kuchni, rozwlekłymi, całorocznymi przyczepami. Kemping zamieszkują głównie Niemcy, Holendrzy i Austriacy, trochę Włochów. Nasza kuchnia polowa służy zatem li i jedynie do parzenia kawy w dżezwie, najlepszej na całym świecie. 
Na “naszym” eks-ulubionym kempingu, otoczonym górami, mieliśmy z plaży widok na wyspę Pag. Tu jest zupełnie inaczej, lecz nie mniej malowniczo. Kilka wysp, jachty na kotwicy a w tle z tyłu, położony jak większość istryjskich miasteczek na górującym nad okolicą pagórku, Vrsar, z wysoką wieżą kościoła.
Plaże są dwie: kempingowa i miejska, ta druga bardziej zatłoczona. Kiedy odkrywamy, ż jesteśmy w stanie bez problemu, w kilkanaście minut, dopłynąć na sup-ach do kilku najbliższych wysp, omijamy je szerokim łukiem. Wsiadamy na deski i spędzamy kilka godzin z dala od tłumów, w przeźroczystej, turkusowej wodzie, w towarzystwie kilku równie mało towarzyskich naturystów i zabłąkanych pływaków, krabów, ryb i jeżowców na dnie. Jest cudownie na wapiennych, obrośniętych niskim śródziemnomorskim lasem dzikich plażach. Kiedy za rogiem wyspy zrzucam górę od stroju kąpielowego i zanurzam w chłodną, pofalowaną toń albo leże na sup-ie grzejąc w słońcu, czuję się wolna i szczęśliwa. A gdy daje się przekonać do przymierzenia maski do snorkelingu i odkrywam wcześniej niedostępny dla moich oczu  wodny świat i komfort pływania, nie wyobrażam  już sobie, że można w inny sposób spędzać wakacje.













































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wielkanoc w Małopolsce

W naszej podróżniczej ekipie coraz trudniej o wspólne zdanie na temat tego jak i gdzie chcemy podróżować, co zwiedzać i jakim aktywnościom o...