Podobało nam się na Pięknym Brzegu, najbardziej uniwersalnym z dotychczasowych portów, w którym każdy znajdzie coś dla siebie.
Na środku jeziora doskonały zasięg, zdjęcia wskakują raz dwa na bloga, ale jak zawsze pomieszane.
Rozpoznajemy mijane krajobrazy, narazie ta sama trasa tylko w odwrotnej kolejności: przesmyk, zatoczka fajna na nocleg przy Kociej Wyspie, wyspa z drzewami zniszczonymi przez ptasie odchody, most. Przed tym ostatnim jak zwykle składanie, a za rozkładanie masztu.
Coraz trudniej płynąć. Wiatr przeszkadza zamiast pomagać, przenikliwe zimno. Coraz mniej łódek rozpierzchniętych po jeziorze, większość trzyma się razem, jedna za drugą, płynąc prosto szlakiem od portu do portu. W pewnym momencie przyczepia się do nas jakaś kaczka. Uparcie i desperacko za nami płynie, wyglada jakby miała zamiar wskoczyć na pokład! Szalona czy wściekła? Może po prostu ludzie, stojąc na kotwicy je dokarmiają i liczy na jakiś smaczny kąsek. Nic z tego, wiemy że ludzkie jedzenie szkodzi ptakom, a tylko takie ze soba mamy. Płynie kilkanaście centymetrów od rufy już ładne 20 minut, co skręcimy to i ona. Wreszcie kiedy kończymy rozkładać grot i ruszamy z wiatrem, gubimy to dziwne stworzenie.
Chłopcy przekrzykują się grając w UNO, Tata walczy z żywiołami a ja czuję, że potrzebuję herbaty! Zanim się napiję, przez kolejne 20 minut bezskutecznie szukamy udających autka karabinków Elio, które gdzieś zapodział. Czy mi się wydaje, czy zaczyna mnie boleć gardło?
Przed 19:00 cumujemy w Ekomarinie w Giżycku. Wciskamy się na początku kei, korzystając z pomocy załogi jachtu który przypłynął chwilę wcześniej i zaczepił się na mooringu a my zaknagowani do niego. Chyba nie odpłynie ciągnąc nas za soba. Miejsce jest jakby to powiedzieć bardzo publiczne. Każdy przechodzień, nie tylko mieszkańcy mariny, może nam zajrzeć do łódki. Jest to trochę niekomfortowe i chyba nie do końca bezpieczne ale w końcu zostajemy tylko jedną noc. Za kaucje 30 PLN dostajemy dwie karty do odblokowania sanitariatów, męskich i damskich. Wszystko jest bez limitu (normalne prysznice ze słuchawką), nawet pranie (zwykle kosztuje 25 PLN plus tyle samo za skorzystanie z suszarki bębnowej).
Wypisuję kilka pocztówek, których nie zdążę wysłać bo właśnie sprawdziłam, że poczta jest do 19:00. Nie damy rade też obejrzeć okolicznej panoramy z wieży ciśnień (czynna do 21:00) Chłopcy chcą najpierw coś zjeść, zreszta Elio chyba jest zmęczony. Ja mam ochotę na kartacze, niestety wygooglany Pan Kartacz z kolei zamknął się juz o 16:00. Może i lepiej bo Mateo dla odmiany nie ma ochoty na wielką pyzę. Staje na stekach. Muszę przyznać że Steakownia Giżycko zna się na rzeczy. Zjadamy deskę steków, popijamy lokalnym piwem (i nie lokalną butelkowaną ice tea) i wracamy spacerem przez centrum. Coś poszło nie tak z nowoczesnymi, ale stylizowanymi na stare kamienicami. Według mnie są ładne, ale większość stoi pusta, z kartka sprzedam/wynajmę, są zaniedbane. Deptak prowadzi prosto na wysoki most. Całoś tworzy dziwne, chaotyczne i nieatrakcyjne wrażenie. Jesteśmy już prawie przy naszej kei, gdy mijamy kino plenerowe, w którym Chłopcy nie wiedzieć czemu się zatrzymują. Trwa festiwal kinoletnie.pl Za moment w Sopocie, Zakopanem i tu, w Giżycku zostanie wyświetlony film „Nędznicy”. Z początku myślę, że chodzi o musical na podstawie powieści Victora Hugo. Będzie to jednak francuski debiut, też nominowany do Oskara, który chciałam obejrzeć. Zostajemy z Mateo, żałując, że nie mamy ze soba naszych kocy, które zabraliśmy na rejs. Film bardzo nam się podobał. 15 sekund przed końcem zaciął się i czekaliśmy 10 minut, żeby jeszcze raz zobaczyć to samo ostatnie ujęcie. Zziębnięci do szpiku na szczęście mamy tylko kilka kroków do nagrzanego jachtu i ciepłych śpiworków, a w termosie zostało z rana jeszcze trochę ciepłej herbaty. Nie pomyślałabym, że w czasie tej wyprawy wybierzemy się do kina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz