sobota, 21 sierpnia 2021

Jezioro Mamry

Dziś budzi mnie pompa wody. Przez moment nie wiem gdzie jestem, chwilę wcześniej śniło mi się że ktoś z sąsiadów robi remont i wierci w ścianie. Statek skrzypi i trzeszczy, pod burta chlupocze woda. W środku jest bardzo dużo wilgoci. Trzeba będzie chyba włączyć ogrzewanie. Jak zawsze podczas takich wakacji tracę też poczucie czasu. Nie mam pojęcia jaki jest dzień tygodnia, gdzie kiedy byliśmy i co się po kolei wydarzało. Jest fajnie ale czuję się już trochę zmęczona, nie tyle odrobinę trudnymi warunkami (jakie tam trudne warunki z przenośną toaletą ??) co ilością wrażeń. Tata uważa, że jak na rodzinę która jest na łódce pierwszy raz z jedna tylko osoba znającą się na żeglowaniu, całkiem nieźle i szybko nam poszło. Elio śpi jeszcze zwinięty w swoim śpiworku. Kiedy się budzi mówi, że bardzo mu się tu podoba i nie chce wracać do domu.

Przy kawie próbuję po raz kolejny załadować zdjęcia do poprzedniego posta. Udaje się. Chłopcy byli chwilę sami na placu zabaw, teraz grają i oglądają bajki. Na tym wyjeździe im odpuszczam, zwłaszcza Mateo, bo umówmy się, w przeciwieństwie do uczestników obozów żeglarskich i dorosłych osób nie są tu tak do końca z własnej woli. Przebywanie wciąż na tak małej powierzchni bez możliwości wyjścia przez dłuższy okres czasu jest męczące, zwłaszcza dla dzieci.

Zapominam, że o 13:00 trzeba opuścić port. Zostajemy sami przy pustej kei. Szybko kupujemy pamiatki na małym bazarku, składajacym się z kilku namiotów z rękodziełem i “spływamy”.

Najpierw mijamy Głazy Sztynorckie, sa ukryte pod powierzchnia i wolelibyśmy na nie nie natrafić. Przepływamy pod Mostem Sztynorckim, wpływamy na Jezioro Kirsajty. Jest tu mnóstwo ptaków, różnych gatunków. Obserwujemy je przez lornetkę, o której wcześniej całkiem zapomnieliśmy, że mamy. Doskonale widać kormorany na Ostrowiku, najwyraźniej kolejnej zniszczonej przez nie wyspie. Z tego co wyczytałam objęte ochroną kormorany są aktualnie drugą, po człowieku plagą na Mazurach i przyczyną ich dewastacji. Jeszcze kawałek i będziemy na Mamry.

Jest piękna, słoneczna pogoda. Plan zakłada, że znów nocujemy na dziko, ale nie możemy znaleźć odpowiediego miejsca na nocleg. Linia brzegowa na całej długości pokryta jest szuwarami, a w te jak wiadomo wpływać nie wolno. Szkoda bo znalazłam przytulna zatoczkę, wprawdzie bez dostępu do lądu ale i tak będziemy musieli rzucić kotwicę z dala od niego, jezioro jest przy brzegu dość płytkie, bliżej nie podpłyniemy. W końcu rzucam kotwicę kawałek za wejściem do MIX Portu. Jakby (odpukać) co, cywilizacja jest blisko.

Tata gotuje kasze bulgur i odgrzewa gołabki ze słoika z Lidla. Wiadomo, że najlepsze gołabki we wszechświecie robi Babcia D., ale nie macie pojęcia jak takie rzeczy ze słoika tu smakuja!  W tym czasie robimy z Chłopcami zagadki z “Wakacji z Lassem i Mają”. Na deser: kisiel w kubku. Tak go zawsze robiłyśmy z dziewczynami w pilskim internacie. Zamykamy się przed komarami. Kawa i dwie partyjki UNO.

Na zewnątrz cisza. Na niebie księżyc. Pełnia. Gwiazdy widać słabo, za to porytą kraterami twarz księżyca doskonale. Dziś całkowicie przyćmił je swoim blaskiem. Oby nie udawał złotej rybki. Wprawdzie żadnego z mazurskich jezior nie nazwałabym stawem, ale w pobliżu kręciło się sporo rybaków.











































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wielkanoc w Małopolsce

W naszej podróżniczej ekipie coraz trudniej o wspólne zdanie na temat tego jak i gdzie chcemy podróżować, co zwiedzać i jakim aktywnościom o...