Mazury, bo jakżeby inaczej? Jak zawsze postaram się relacjonować nasza podróż, żebyście mogli być z nami, poczuć ten awanturniczy zew, chwytać wiatr w żagle, obserwować przyrodę lub zaszyć się w jakimś urokliwym zakątku, by odetchnąć, popływać w ukrytej zatoczce, czy też oddać się dolce far niente, nie myśląc o tym że lato niebawem się skończy, dni się skróca, nadejdą chłody, a obowiązki szkolne (i zerówka!) znów stana na drodze spontanicznym wyjazdom.
P.S. Znajomi juz robią zakłady po ilu dobach przeniesiemy się jednak do hotelu. Jesteśmy nadal optymistycznie nastawieni, chociaż Elio nie ukrywa że zamiast łódką wolałby płynąć w wydrążonej soczystej zielonej gruszce, takiej jak w tym duńskim filmie rysunkowym…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz