Rano wstaję pierwsza, co rzadko mi się zdarza. Znowu pada, deszcz miarowo stuka w szyby i pokład, ale ja wciąż jestem zachwycona. Wiem, że nie cała załoga podziela mój entuzjazm...
Jednak łapię się na wrażeniu, że czas nagle zaczął szybko płynąć. Już czwartek. Płyniemy na północ do niedzieli, potem zawracamy. Prognozy pogody na przyszły tydzień są delikatnie mówiąc takie sobie. Maksymalnie 18 stopni, w nocy 9. Trochę słońca, trochę deszczu ale z lata już nie pokorzystamy. Opalanie się na dziobie i wylegiwanie na nim po kapieli oraz długie wieczory przy winie na rufie, już w kolejnym sezonie. Najwidoczniej jesień na Mazury przychodzi wcześniej.
Po śniadaniu i kawie buszujemy z Elio w szuwarach w poszukiwaniu ciekawostek przyrodniczych, głównie muszli małży. Zamiast porannej toalety kąpiel w jeziorze, tylko ja się decyduję. Korzystam z ustronności miejsca i wskakuje do zimnej, orzeźwiającej wody sauté. Mimo, że na horyzoncie pojawia się coraz więcej łódek, pływa się cudownie!
Wracamy do żeglarskiej rutyny: składanie masztu przed ostatnim kanałem przed Giżyckiem, o zabawnej nazwie Kanał Kula. Wiatry nie sprzyjają na tyle by dotrzeć do stolicy Mazur, słynącej min. z twierdzy Boyen (my z kolei chętnie odwiedzilibyśmy kolejną tego lata wieże ciśnień. A wiecie że w Giżycku można jeździć na łyżwach również latem??). Klucząc wcześniej przez pare godzin pomiędzy mieliznami na Jeziorze Niegocin, zatrzymujemy się w Porcie AZS Wilkasy, sąsiadującym z Portem PTTK Wilkasy. Przybijamy do bardzo wysokiej kei i za każdym razem mam stres, że ktoś z nas wpadnie do wody. Coraz lepiej za to radzę sobie z węzłami i pomaganiem Tacie w zwijaniu grota, reszta to nadal dla mnie totalna magia i odległy kosmos. Chcemy zjeść obiad w Tawernie Rozbitek ale kuchnia jest “nieczynna z powodów technicznych” więc udajemy się do sąsiedniej Tawerny Dezeta. Za to w tej pierwszej załapiemy się wieczorem, o 21:00, na koncert. Podobno Wilkasy to miejsce, gdzie gra się najwięcej szant na Mazurach. Posłuchamy ich w wykonaniu Karnafela i wypijemy po jednym piwie (dorośli) oraz inne mniej zdrowe chociaż bez alkoholu trunki (młodsza część załogi). Jeszcze przed koncertem uzupełniamy zapasy w Biedronce i pływamy o zmierzchu marznąc okropnie w zimnym już jeziorze. Po powrocie na jacht jesteśmy tak wykończeni, że zasypiamy natychmiast. Jutro nie pośpimy bo keja w weekend jest zarezerwowana i przed południem musimy stąd odpłynać.
Bardzo bym chciała żeby zdjęcia układały się w jakiś rodzaj nawiazujacego do tekstu fotostory, a przynajmniej pojawiały się w kolejności w jakiej je zrobiłam, ale mieszaja się kompletnie kiedy je wrzucam, w dodatku czasem z zasięgiem jest tu kiepsko w tej zielono-wodnej głuszy. Tak czy siak fotografie pozostawiam Waszej interpretacji i domysłom.
Dziś jednak zasięg jest tak słaby, że nie jestem w stanie nawet ich załadować, zajrzyjcie jutro, może się uda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz