Przybiliśm
do kolejnego portu. Kolumbia. Leje non stop. Pytam czy tu jest jakaś
pora sucha i kiedy? Tata mówi, że są tylko pora „mniej mokra” i
„bardziej mokra”. Szkoda, że to nie Cartagenę mamy na
„schedulu”. Bardzo bym chciała zobaczyć to piękne miasto,
pojeździć po nim rowerem (podobno jednym z 10 najbardziej
przyjaznych rowerzystom miejsc na Ziemi), nawet w deszczu. Tu nie
wyjdziemy. Nie dość, że to dla odmiany jeden z faworytów w
konkurencji na najbardziej niebezpieczne miejsce na naszej pięknej
planecie to jeszcze aktualnie na tym obszarze panuje żółta febra.
Jesteśmy zaszczepieni na żółtą febrę ale nigdy nie wiadomo. Poza
tym patrząc na zalane ulewą obrazy za oknem, wcale nie mamy
ochoty wychodzić. Na pierwszy rzut oka: prawdziwa Kraina
Deszczowców. Szare mroczne postaci na rozklekotanych motorówkach.
Ponure hangary. Rozwalający się pomost i przygnębiające
portowe rudery. Dziękujemy, zostaniemy dziś na pokładzie.
czwartek, 18 lipca 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Leniwce z Karaibów cz. 2
Zanim pojechaliśmy na spotkanie twarzą w twarz z leniwcami, zjedliśmy leniwe śniadanie w Czerwonych Kolibrach. Można je zamówić za dodatkową...

-
„Ludzie dzielą się na dwa gatunki: tych, którym nie trzeba tłumaczyć, po co chodzi się w góry, i tych, którym nigdy się tego nie wytłumaczy”...
-
Zanim “utknęliśmy” w La Fortuna, dotarliśmy na Karaiby… Najpierw jednak musieliśmy przedostać się przez Ocean Atlantycki, co zajęło nam półt...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz